Wyprowadziłam się na spacer. Ha! Też mi historia. Niby nic, a same przekonywania siebie zajęły mi aż 2 godziny. Taka z pozoru prosta sprawa, a moja głowa od samego początku zaczęła knuć pomysły jak tu ją z sabotować. Myśli bez najmniejszego wysiłku przychodziły do głowy - bo pranie nie jest ściągnięte, bo trzeba poodkurzać, a może wcale nie jest tak ciepło na dworze? A co jeśli zaraz zacznie padać? A gdzie w ogóle miała bym iść? I po co? Czy nie lepiej by było rozpłatać dupsko na kanapie przed komputerem? Ooo...pamiętaj , musisz maile sprawdzić , i wykąpać się , i...no tak, włosów nie musisz czesać , ale bez oka umalowanego? Nie, tak nie wypada. I jeszcze paznokcie obetnij, miałaś już to zrobić wczoraj, i... Stop! Zamknij się wreszcie!
Zakładam sobie kaganiec, ubieram bluze i wychodzę!
Idę wzdłuż szkolnego ogrodzenia, później przecinam blokowiska, mijam pasy zieleni i dalej idę wzdłuż lini tramwajowej aż do skrzyżowania po czy skręcam w lewo, kilka metrów, dalej w lewo. Jestem na prostej, mijam myjnię samochodową, Aldiego,i znowu idę wzdłuż ogrodzenia szkolnego prosto aż do domu. 30 minut.
I co , tak ciężko było wyjść i się przewietrzyć? Nie fajniej się czujesz?
Ano, fajniej :) Dzięki :) Czas na drugie śniadanie.