czwartek, 30 maja 2013

be your own hero

Lubię przeklinać i chuj! I może jestem płytka. A może jestem jak płytka - cięta w pół. A może jak szambo? Full of shit? No i co? Nico!
Nie ma to żadnego znaczenia , bo mam kogoś kto mnie kocha i akceptuje :)


wtorek, 28 maja 2013

głowa - śmietnik

Czasami myślę, że to co myślę , to jakieś totalne bzdury, a to co piszę , to resztki ze śmietnika.

Najgorsze w tym całym pierdoleniu o niczym i gównie indyczym , jest moje niezdecydowanie. Iść w lewo czy pobiec w prawo? Wieczny konflikt po między tym co wiem, tym co czuję i tym co chcę. Może zarzucę przykładem z życia codziennego żeby było to jaśniejsze.

Zostałam nauczona, że jak nie będę chodzić do kościoła to nie będzie mi się powodzić w życiu  ( to jest to co wiem - zasady ). Z drugiej strony czuję że to kompletna bzdura ( tak mi podpowiada serce ) ,a jedyne czego tak naprawdę chcę, to być szczęśliwą ( moja potrzeba ). Zasady kontra moje uczucia kontra potrzeba/cel. I niby mogła bym iść do kościoła bo czemu nie, ale jakaś część mnie mówi - pomyśl racjonalnie. No to myślę. Moje serce podpowiada mi ,że można być szczęśliwym zawsze i nie trzeba spełniać jakiś dodatkowych warunków, ale takie myślenie jest wbrew zasadą jakich zostałam nauczona, więc mamy konflikt.  I tak to się kręci w kółko. Nie potrafię być szczęśliwa kiedy w mojej głowie toczy się wieczna wojna. A kiedy się opowiem za jedną ze stron to albo zrobię coś przeciwko sobie,  albo zostaną złamane zasady.


niedziela, 26 maja 2013

dzień jak nie co dzień

Jest dobrze. No jasne że jest, takie są uroki natury.
Zawsze po burzy pytam siebie - przepraszam, ale o co ci w tedy chodziło? Na co były te spazmy? Głupiutka:)
O! I nawet umiem ładnie do siebie powiedzieć. I lubię siebie. I myślę że jestem fajna. I ładna też jestem. I nagle , jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko w koło się zmienia. Nie, przepraszam, zmienia się tylko jedno - moje postrzeganie świata.

Czasem wyobrażam sobie że żyją we mnie dwa zwierzęcia/zwierzęta ( wybierz poprawną opcję ). Walczą i szarpią się ze sobą nieustannie, i w zależności który wygra, ten mną gra. Ale dzisiaj to nie istotne . Jest dobrze. I niech trwa! ( rymy Częstochowskie haha! ).


czwartek, 23 maja 2013

wóz albo przewóz

ale jeśli wybierzesz wóz to sam możesz się przewieść, więc w czym problem???

Dzisiaj przeglądałam swój pamiętnik. Ponad rok temu, jak jeszcze byłam na lekach ,zaczęłam robić notatki o tym ,jak w danym momencie się czuje. Boże, totalny rollerkoster! Odpinam pas, zamykam oczy i jadę bez trzymanki. Mówi się że raz jest lepiej raz jest gorzej, ale jak tak ma wyglądać życie to ja dziękuję i wysiadam.
Może jestem utopistką, może myślenie typu ''każdy dzień to nowa przygoda" to bajka dla dzieci, ale ja naprawdę w to wierzę. Myślę ,że życie to jeden wielki plac zabaw, taki małpi raj, gdzie wszyscy się śmieją i łamią sobie ręce, po czym znów się śmieją, bo w końcu - hej, jesteśmy tu tylko dla zabawy i nic innego nie ma znaczenia! Więc gdzie w tym wszystkim jestem ja? Ano, ugrzęzłam w bagnie słów ''trzeba'' , ''nie wolno'' , ''powinno się'' , ''tak nie wypada''gdzieś po między zjeżdżalnią a huśtawką.

Ireland -Wax museum

wtorek, 21 maja 2013

mogła bym ale mi się nie chce

Czy w naszych czasach możliwe jest by mieć wolnego czasu w nadmiarze???

To nie tak że nie mam co robić, bo mogła bym ,ale mi się nie chce. Robię to co muszę i nic więcej. Obowiązki domowe i praca, praca i obowiązki domowe i tak od poniedziałku do piątku. Czasem gdzieś wyskoczę, czasem mam coś do załatwienia ale najczęściej siedzę w domu i się nudzę. Włączę kompa, pójdę tu, klapnę tam, podłubie sobie w nosie, na czymś wzrok zawieszę i tak mija czas a ja snuję się jak smród po gaciach aż nie wybije godzina i wsiądę na rower by popedałować do pracy. Marnuję czas powoli, zabijając go krótką drzemką bądź jakimś filmem. Chciała bym porobić coś twórczego, coś powycinać, ponaklejać, może napisać jakiś wiersz albo list do kogoś....ale po co? Leń na maxa! :/ Żyć się nie chce, ale umierać też szkoda. Znowu iść po jakieś pigułki albo wywlekać przed kimś brudy nie mam siły. Czyli pozostaje mi czekać na cud :/ Asz, asz.


niedziela, 19 maja 2013

schematy

Zawsze zaczyna się w poniedziałek. Wpadam wówczas w pętlę tych samych schematów, które powoli wysysają ze mnie cały sens życia. Na samą myśl o jutrze dostaję mdłości, bo dokładnie wiem co się wydarzy w pracy i co zrobię po powrocie do domu, jak przepuszczę przez palce swój wolny czas i o której wstawię obiad. I niby wcale nie musi tak być a jednak będzie. Wstanę rano zrezygnowana i taka sama położę się spać. Bo cokolwiek się wydarzy lub nie, nie zdoła mnie wyciągnąć z tego trwającego całe życie letargu. Mogę udawać lub zaprzeczać ale nie zmieni to faktu że już od dawna nie żyję...

Co robię źle i co jestem jeszcze w stanie zrobić dla siebie???
Obieram się jak pomarańcze i zakładam pancerz z niewiary. Innym razem maluję usta miłością a we włosy wplatam gorzkie łzy. Mogę krzyczeć, mogę szeptać, mogę nienawidzić lub mówić że kocham ,mogę nie wierzyć lub błagać na kolanach o przebaczenie, mogę śmiać się lub udawać że nie widzę, ale niczego nie zmienię. Nie kiwnę palcem bo nie mam już sił. Zostanę więc tu gdzie jestem  puki nie zdecyduję wstrzymać oddechu.


piątek, 17 maja 2013

za - stój

Czym dalej odkładam pisanie tym mocniej się zastanawiam nad jego sensem? Stworzyłam to miejsce jako pewnego rodzaju autonomiczną wyspę swoich myśli,a tym czasem boję się je nawet wystukać na klawiaturze.

Zdarza mi się ( ujmując to w ten sposób jestem dla siebie nad wyraz pobłażliwa ), że robię czasem coś " pod publikę ". Smutne,i wyznając to się nie czuję się komfortowo, jednak słowo się rzekło, więc brnę dalej. Czasem chwalę się rzeczami które jeszcze nie miały miejsca. Mówiąc jaśniej, zagajam do kogoś oznajmiając że zamierzam zrobić to ,albo tamto, po czym pluję sobie w brodę ,bo okazuje się że wcale nie mam na to najmniejszej ochoty ale robię bo powiedziałam że zamierzam, no więc trzeba ,nie? Akceptacja, a raczej jej brak i usilna próba wkupienia się w cudze łaski, ot co mi dolega. Czy lubię się chwalić? Nie wiem, ale czasem czuję ,że jak się czymś nie pochwalę to wyjdę na nudziarę. No i co z tego - pytam siebie? Czemu nie mogę być nudziarą? Czemu nie mogę być szarą myszką? Nie mogę ,bo nie chcę! Nie lubię sobie i nie jest to żadną tajemnicą, lecz usilnie staram się karmić nadzieją że może ktoś inny mnie polubi, bo będzie miał za co, bo gdzieś byłam, coś widziałam albo zrobiłam i może wtedy będę coś warta???


niedziela, 12 maja 2013

co sobie pomyśla inni?

A jakie to w ogóle ma znaczenie jeśli ty sam myślisz dobrze o sobie? Ano żadne. Fajnie, nie? Ale jak myśleć o sobie z miłością jeśli tu się coś palnęło, tam się coś głupiego zrobiło, jeszcze gdzieś indziej ktoś odebrał twoją postawę źle i ma teraz do ciebie focha i koło się kręci. Można by to koło nazwać kołem niskiej samooceny albo kołem nienawiści do samego siebie. Stop!!! Mam dość, chcę siebie kochać i akceptować , stawiać swoje potrzeby na pierwszym miejscu bez wyrzutów sumienia.
Mówią że egoizm jest zły. A co wynika z tej całej udawanej dobroci? Muszę , bo trzeba. Muszę, bo tak wypada. Muszę ,bo dziadek się obrazi. Muszę, bo ktoś sobie źle pomyśli. Muszę, bo bla bla bla....Jeszcze raz STOP! Staję na przeciw i próbuję się zmierzyć z tą kamienną obręczą. Może od razu jej nie zatrzymam lecz czasem będzie napierać coraz słabiej i słabiej aż wreszcie z hukiem runie na szklaną taflę tego co nazywamy rzeczywistością a co tak naprawdę jest odbiciem naszych myśli.
Całe to uczucie złości ,beznadziei i zagubienia wynika z tego co panuje w moim zakutym łbie, a przez to pierdolenie że coś powinnam, lub nie powinnam, nie mogę, muszę ,albo co w stylu, że tak czuć się nie wypada bo jak to będzie wyglądać, zrobił mi się niezły burdel.

Każda nieprzeżyta emocja której z jakiś powodów nie mogłam wybebeszyć z siebie bo niby nie powinnam albo nie wypadało tego zrobić bądź jeszcze inne wariactwo powtarzane przed tych którzy stoją równo w szeregach emocjonalnych konwenansów, woła głosem złości, beznadziei i słonych łez i będzie się tak dziać puki owej emocji nie wypuszczę , oswoję, zaakceptuję i przeżyję tak ,jak powinna być przeżyta od początku. Można by ten proces porównać do oczyszczania rany. Popiecze, popali i przejdzie a uszkodzona skóra szybko się zagoi w odwrotności do zainfekowanej rany (nieprzeżytej emocji) która przy każdym , choćby najmniejszym ruchu daje o sobie znać. I choć krzyczysz, prosisz, grozisz lub błagasz na kolanach by przeszło i tak cię nie posłucha puki nie zrobisz tego co należy.

Po ponad roku zrozumiałam co miała na celu moja pierwsza psychoterapia. W wieku 25 lat przeżyłam żałobę po człowieku który zmarł 16 lat temu. Więc co się ze mną działo przez te 16 lat? Walczyłam bądź udawałam że wszystko jest ok, że samo przejdzie, że mój organizm będzie na tyle silny że oczyści tą ranę sam bez mojej pomocy, lecz nieprzeżyta żałoba i wszystkie emocje które temu towarzyszą szczypały, piekły  i kuły mnie raz za razem. Co najgorsze czasem snuły się za mną jak smród zgniłych jaj. A więc ,puki nie zrobisz tego co trzeba i nie oczyścisz zakażenia  wszystko będzie cię wkurwiać , boleć, kłuć i dziwnie uwierać.

Oslo - park Vigelanda

czwartek, 9 maja 2013

jak odnaleźć w życiu cel - czyli Amsterdam część 2

Zbierz się do kupy! - myślę sobie, lecz w ciąż nie mogę się pogodzić z tym co się dzieje. Tak, to cały czas trwa. Minęły ponad 24 godziny a ja cały czas zapominam co robiłam kilka minut temu i czy to w ogóle byłam ja? A niby kto do cholery jasnej? Jasne że ty! Uświadom to sobie! Momenty oprzytomnienia wydają się dłuższe, lecz ciągle miewam ataki paniki i będę je jeszcze miała przez kilka dni. Są krótsze i wydają się irracjonalne ale nadal są. Coś jeszcze zaczyna się ze mną dziać. Ogarnia mnie wszechobecna beznadziejność. Nic już nie ma sensu. Jeszcze przed wyjazdem wydawało mi się,że wiem :/ O słodka naiwności! Jeśli sądziłam że moja walka dobiegła końca to grubo się pomyliłam. Otworzyło się przede mną kilka nowych drzwi, w które muszę wejść i dokonać generalnego porządku. Skrzętnie przed sobą to ukryłam , bynajmniej ,moja podświadomość ukryła kilka problemów przede mną o których nie miałam pojęcia. Nie, przepraszam, w głębi serca wiedziałam że to nie koniec. Konfrontacja z mamą to był dopiero wierzchołek góry lodowej. Czas zakasać rękawy i brać się do roboty. Ale za co? Stąd to uczucie beznadziei. Wydawało mi się , znowu podkreślam to słowo, że wszystko sobie uporządkowałam i nie ma już co wywlekać, a tu proszę, lawina spada na mnie jak grom z jasnego nieba. Wciąż jestem w szoku ,że tyle gówna wypłynęło po jednym ciastku!

W ten felerny dzień uświadomiłam sobie kilka rzeczy:

1. Boję się że umrę młodo - i może zabrzmieć to głupio, ale jak byłam mała moja świętej pamięci babcia wzięła mnie za lewą rękę i z przerażeniem mówi "ale masz krótką linię życia'' ,czy coś w tym stylu. Nie pamiętam dokładnych słów , lecz pamiętam jej zatroskanie. Niby nic a wbiłam sobie to wydarzenie do głowy :/ I chociaż wiem że jest mega irracjonalne to jednak w głębi duszy się boję.

2. Boję się że mój mąż ( nie podoba mi się to słowo, bo brzmi bardzo oficjalnie) umrze przede mną lub coś mu się stanie. Straciłam tatę jak miałam 9 lat i nie wiem czy ma to jakiś związek z tym co teraz czuję ,ale czasem nachodzą mnie mroczne myśli. W głowie roi mi się od nich i choć ucinam je w zarodku, to raz za razem wracają jak bumerang.

3. Nie akceptuję siebie. Też mi nowość! Pamiętam jak mama mówiła że ją rozepchałam jak byłam w jej brzuchu bo się źle ułożyłam czy coś i to przez to jest teraz gruba ,a po moim starszym bracie od razu wróciła do dawnej figury. Zostawię to bez komentarza :/

4. Nie mam w życiu celu i nie wiem co sądzić na ten temat. Może życie samo w sobie jest celem i nie trzeba się starać żeby zwrócić kogoś uwagę, nie trzeba być najlepszym i najpiękniejszym, mieć świetną pracę i dwójkę dzieci. Może nic nie trzeba. Może wystarczy że po prostu jestem?

Amsterdam

środa, 8 maja 2013

Amsterdam - zjeść ciasteczko i zapalić skręta

Nie wiem od czego zacząć więc zacznę od początku.
6:00 jesteśmy na lotniku, gotowi do odlotu - dosłownie, jak się później okazało. Nic nie wskazywało na to jak ten dzień się zakończy.
9:30 lotnisko Amsterdam. Czas na pociąg. Nigdy nie próbuj zamienić się w Hulka i otwierać zatrzaskujących się drzwi pociągu. Pierwsza wtopa, stres i nerwowy śmiech w tle. Trzeba się wrócić. Pociąg. Nareszcie kierujemy się w stronę miasta. Zostawić rzeczy w hotelu i iść na podbój coffee shop'ów.
Piwo , później ciasteczko. ''Kelner'' mówi że jest słabe. Jemy po jednym.Odlot ma nastąpić za godzinę. Ok, czas w końcu coś zjeść.
13:30 Restauracja. Wybucham śmiechem! Boże , jeszcze w życiu się tak nie śmiałam! Nie mogę się powstrzymać! Chwilę później wybucha Bart. Ale siara! Śmieje się do rozpuku! Musimy stąd wyjść! Płacimy i szybko opuszczamy lokal. Czuję się pijana, lecz dobrze kontaktuję, tak mi się wydaje. Wszystko śmieszy. Napady są coraz dłuższe. Już mnie brzuch boli! Próbuję się powstrzymać , byle dość do hotelu. Ale jest zajebiście!!! W sumie nie myślę nawet o tym jak jest. Z każdym atakiem śmiechu odpływam coraz bardziej. Gdzie? Z dala od rzeczywistości.
14:00 Pokój hotelowy. Jest dobrze! Śmiesznie , lekko. Chyba powoli wracam do siebie. Szkoda że już się kończy. Może wieczorem zjemy po jeszcze jednym? Czas na telefon. Zadzwonić tu i tam by opowiedzieć o tym co się stało. Kolejne napady. To wraca! Ale super! Leże na łóżku i turlam się ze śmiechu. Boże, ale mnie brzuch boli! Minuty płyną, odpływam i ja. Czuję się coraz bardziej zmęczona. No dobra, kiedy to się skończy? Już mi się nie chce nawet śmiać , ale mimo mojego świadomego sprzeciwu robię to nadal. Stop! Chcę to zatrzymać! To nie jest już śmieszne!!! Co zrobić? Jak to zakończyć!!!
14:30? Serce zaczyna bić szybciej. Czuję że coś jest nie tak. Zaczynam się denerwować. Cholera, kiedy to się skończy? Z każdą minutą tracę poczucie czasu i rzeczywistości. Czy mówię szybko? Czy tylko mi się tak zdaję? Która godzina?
14:31 to niemożliwe. Przecież gadam już od dobrych 10 minut. Co jest nie tak? Pytania same cisną mi się na usta. Próbuję to jakoś ogarnąć. Minęło już chyba z 30 minut. Pada pytanie '' która godzina?''
14:32 Kurwa , to przecież nie możliwe. Chyba mi się to śni! Tak, chyba śpię. Kurwa ,coś jest nie tak. Muszę się obudzić. Panika. Serce bije mi w piersi jak oszalałe! Ja przecież śpię! Widzisz, nie czuję moich części ciała. Sprawdzam bicie serca. Nic. Nic nie czuję. Kurwa , jak to możliwe! Muszę się obudzić, coś jest nie tak! To przez to jebane ciastko! Próbuję się uspokoić. Mijają minuty....
14:33 To nie może się dziać. Kurwa, ja chyba umieram! Zróbmy coś! Muszę się obudzić! Wybiegam na korytarz i wołam!
14:34 Recepcja. W mojej głowie roi się myśl że chyba nie umarłam skoro widzę kogoś obcego. Chwila refleksji. Chwila wytchnienia dla serce. Słyszę słowa ''to zdarza się bardzo często'' Ok. Czyli już ktoś tak miał. Jest dobrze. Poradzę sobie...A może oni nie chcą żebym się obudziła? Może to moja głowa zmusza mnie do poddania? Może ja naprawdę umieram? Może już umarłam tylko nie chcę się z tym pogodzić?
14:40 Muszę coś zrobić żeby się obudzić. Może jak zwymiotuję to wtedy...? Co chwila piję wodę. Piję jej dużo żeby wywołać wymioty. Boże, co się dzieje, czemu niczego nie czuję. Nie jestem zmęczona a serce zapierdala jak głupie. Może to jest już mój koniec. Może umarłam? Bart, nie zasypiaj! Nie możemy zasnąć bo już się nie obudzimy! Kolejny atak paniki! Kiedy się to skończy! A jeśli już tak będzie na zawsze? Boże!!! Po ataku następuje następny.
14:41 jak to możliwe że czas w mojej głowie zapierdala a tak naprawdę ciągnie się jak flaki? Jak to możliwe? Czuję że zbiera mi się na wymioty. Haftuję dwa razy. Jest lepiej. Wracam...ale? Kurwa, co przed chwilą robiłam? Staram się uchwycić poprzedniej myśli. Co ja mówiła? Znowu się ucięło. Czy ja spałam, czy może straciłam przytomność na nanosekundę? Czemu nie mogę sobie przypomnieć? Boże, znowu to samo! Czy ja coś przed chwilą mówiłam? Zapominam, ciągle zapominam. Jakbym budziła się na nowo i za każdym razem śniła podobny sen. Znowu zapomniałam. Notuję na kartce : "cały czas mi się wydaje że to jest nowy sen'' . Znowu zapomniałam, ale...czy ja przed chwilą coś napisałam na kartce? Pamiętam to jak przez mgłę. Nerwowym wzrokiem szukam skrawka białej kartki. Jeśli tego tam nie ma , to oszaleje! Jest! Dzięki Bogu! Zapisuję kolejne zdania'' wydaje mi się że to ciągle zapierdala''. Opadam na łóżko. Która godzina?
14:52 Znowu się budzę. Ale czy ja w ogóle spałam? Co robiłam przed chwilą? Nie pamiętam. Boże, nie mogę sobie przypomnieć! Chyba oszaleje. To chyba jest mój koniec. Notuję kolejne słowa, tym razem zapisuję godzinę ''14:52, mam nadzieje że to przejdzie'' Cały czas zapominam, cały czas zapominam. Kurwa znowu! Czy ja coś przed chwilą mówiłam? Serce przyspiesza. Czuję tylko swój puls.Krew rozsadza mi czaszkę. Sprawdzam kartkę. Słowa nadal tam są. Czyli ja naprawdę je zapisałam? Boże, to jest jakiś chory sen! Chcę się obudzić! Może ja już dawno nie żyję?Może muszę się z tym pogodzić. Nie, ja nie chcę umierać. A co jeśli się obudzę a jego nie będzie przy mnie. Może on umarł? Albo ja umarłam a on żyje? Co powie moja mama? Że umarłam bo zjadłam ciastko z haszyszem? Boże, co ona powie. Kolejny atak. Serce wali jak oszalałe. Czuję jak z niesamowitą szybkością pompuje krew. Muszę się uspokoić. Co będzie to będzie. Znowu to samo. Czy mi się to przyśniło? Co ja mówiłam przed chwilą? Boże, co się dzieje. Czemu nic nie czuję? Czemu mam wrażenie że to sen? A może to jest sen? Obudź się , obudź! Przez głowę przechodzą mi najgorsze myśli. Czuję się jak w jakimś pojebany matrix'ie. Chyba oszalałam...muszę z tym jakoś skończyć. Odpływam, po czym budzę się na nowo. Czy ja spałam przed chwilą?
15:05 nie mogę się pogodzić z tym co się stało. Jak to w ogóle możliwe? Czemu nie mogę tego ogarnąć? Nie mogę zasnąć! Nie mogę!!! Ty też nie możesz! Wegetujemy .
20:00 Czas wlecze się jak stado baranów. Cały czas zapominam. Rzeczywistość ucina się co jakiś czas, lecz teraz mogę skupić się nieco dłużej. Dwie myśli przeplatają się ze sobą miedzy kolejnymi atakami paniki : to nie może być prawda, jak chyba umarłam
Nie wiem jak i o której ale zasypiam. Śpię niespokojnie. Budzę się i sprawdzam czy żyję. Ale skąd ja mam to wiedzieć? Nie mogę zasnąć, nie mogę, nie mogę...odpływam.

Budzimy się wczesnym popołudniem. To wszytko wydaje się snem. Ja cały czas śnię, albo może jestem w śpiączce? Czy tak wygląda piekło? Czy jeszcze kiedyś powrócę do normalności???

c.d.n

Gabinet figur woskowych Madame Tussaud

piątek, 3 maja 2013

zdarzyło się

Jestem szczęśliwa że wreszcie wszystko z siebie wyrzuciłam. Od dawna wiedziałam co należy zrobić ale chyba nie miałam tyle ikry żeby tego dokonać ,aż wreszcie! Złość i furia są dobrym zapalnikiem. Dzięki tym dwóm potężnym uczuciom zdobyłam się na najgorsze, na skonfrontowanie i obnażenie swoich uczuć przed matką. Robiłam to już dwa razy wcześniej , lecz tym razem nic już nie zostało do powiedzenia ani do dodania. Stanęłam nago obdarta ze wszystkich emocji.Cały żal, gorycz i strach skrywany przez te wszystkie lata runął pod ścianą łez, lecz i tym razem nic się nie zmieniło. A jednak, poczułam się lekko, jakby mi ktoś odciął kulę która ciążyła mi przy szyi. Boże jak dobrze! Nareszcie czuję że oddycham. Czyżby moja walka wreszcie się skończyła? Nie wiem. Nagle wszystko przestało mieć znaczenie. Nieważne gdzie jestem i co robię, czuję tylko...szczęście?
Upajam się tym stanem w obawie że wyczerpie się po pewnym czasie jak zużyta bateria...Każdy łyk smakuje teraz słodko, a powietrze zdaje się być przesycone wolnością. Rozkwitam i czuję się z tym BOSKO!!!

Mexico

środa, 1 maja 2013

naprzód, naprzód i jeszcze dalej...

Coś się zmieniło. Jest inaczej. Powoli uczę się oddychać, delikatnie i spokojnie, jakbym bała się że znów zabraknie mi powietrza. Nie tym razem.Ta sama twarz, ten sam wzrok lecz inny obraz. Czy jestem już wolna?

Tunezja