środa, 18 września 2013

po - terapia, dziewiąty tydzień

Nie poszłam do pracy. Nie mogłam wyobrazić sobie siebie siedzącej za biurkiem i uśmiechającej się do klientów. Broń Boże miałam bym jeszcze kogoś trenować. Nie chciałam iść też na terapię, ale w głębi serca wiedziałam, że to jest moja jedyna nadzieja.
Wczoraj byliśmy tam razem. Mało pamiętam. Płakałam, ale nie tak jak zawsze. Inny temat. Inna atmosfera. Inna ja. Wypompowana. Nieobecna. Zła.
Zła na to, że tak bardzo muszę się starać by móc jakoś funkcjonować.

Chuj strzelił kolorowe karteczki o których ostatnio pisałam. W dzikim ataku furii zerwałam wszystko ze ściany.

Bilans strat:

1. potrzaskany kubek
2. potrzaskana miska
3. potrzaskane takie małe gówno na jajko
4. dwie podarte książki
5. dwa rozbite jajka
6. rozbity ziemniak ( ziemniaki niestety nie są dobrymi materiałami na wyładowanie złości )
7. ośliniona poduszka ( przynajmniej 3 razy dziennie w nią krzyczę )

Wreszcie zaczynam wyrażać swój gniew...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz